Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/373

Ta strona została przepisana.

Przy niej gasła każda gwiazda ekranu i zdradzała się sztucznością, przesadą. Nie nadarmo wyrzekali reżyserzy i krytycy. Eva Evard ma jedną jedyną ale wielką wadę — niepodobna znaleźć dla niej godnego zespołu, Eva nie miała nigdy i dotąd nie ma partnera ani partnerki.
To też przedziwny wyraz współczucia i dobroci, z którym pochyliła się nad uśpionym generałem, zwiódłby każdego.
— Mój ty biedaku... Zmęczyłam cię? Daruj mi, ja już jestem taką... Sama się zdręczyłam, a nie mogę się przemódz... Poczekajmy jeszcze...
Generał, ockniony z głębi swojej niedoli, nie wierzył uszom, nie wierzył oczom. Tego wyrazu anielskiej tkliwości nie zaznał nigdy, nawet w dalekich czasach szczęścia. Rozczulony niewiarogodną dobrocią i odsłoniętem na piersiach kimonem i temi splątanemi włosami, które muskały jego czoło, opasał ją ramionami i skarżył się łzawię jak dziecko. W tych skargach wyrażała się zarazem jego nieprzebrana wdzięczność i zachwyt, i gwałtownie ośmielona nadzieja.
Eva błądziła palcami po jego głowie, po twarzy i nie zważała na natarczywość jego pocałunków. Włosy rozwiązały się doreszty i spłynęły całą falą na głowę generała, kimono spadało niemal z ramion. Głosem przyciszonym i słodkim zaczęła mu tłomaczyć, że nie chce go dłużej dręczyć, że coprawda nie może mu narazie obiecać więcej nad to, co teraz właśnie osiągnął, ale gdy pomówią