Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/381

Ta strona została przepisana.

jeden jedyny na bożym świecie, jako wyjątkowy okaz specyficznego obłędu. Jeżeli przypuścić, że jestem unikatem, więc oczywiście mylę się, a świat ma słuszność. Myślisz, wuju, że żartuję? Bynajmniej, nieraz i to zupełnie poważnie roztrząsam ten problemat, ale bądź pewien, że się nie zmienię, choćbym sam sobie dowiódł, że jestem w fatalnym błędzie. Brnę z dnia na dzień, ale już jestem zmęczony, śmiertelnie zmęczony. Urlopu, który mi się należy, odmówiłem. Nie wyobrażam sobie, co jabym robił w domu, a pojechać prosto do Ciebie nie wypada, poco obrażać mojego starego i Ritę? Zresztą boję się zażyć kulturalnego życia, boję się gazet, polityki, boję się spotkać towarzyszy partyjnych, boję się potrosze wszystkiego, co zastanę w ojczyźnie. Boję się i tego, że nie zdołam już zmusić się do powrotu na front. Nie chcę się wytrącić z nawyku, z nabytego treningu psychicznego. Do wszystkich djabłów... niech już będzie jak jest...

—...Z zachodu na wschód. Nie wiemy, dokąd nas znowu wiozą. W tych podróżach naszej dywizji wyczuwa się nerwowość naczelnego dowództwa. Latamy jak kot z pęcherzem po mapie Europy. Dzięki temu widziałem ziemię nieprzyjacielską, zdeptaną żelazną stopą wojny. Niepojęte bezeceństwa, najzupełniej niepotrzebne, nie będę ich opisywał, bo i tak nie zapomnę tego do śmierci. Jakże łatwo dziczeje człowiek, gdy się go poszczuje na wroga. — Huzia! Huzia go! Jestem przekonany, że dzieje się to świa-