Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/41

Ta strona została przepisana.
II

Olbrzymia, oszklona hala dworca Montparnasse pełna była zimnej mgły, czadu, dymu i ciemności. Rzadkie, wysoko zawieszone lampy łukowe tonęły gdzieś w górnej przestrzeni. W półmroku torów roiły się sennie tłumy w jakimś pełzającym rytmie. Gromady szarych ludzi skupiały się w zwartą masę u wylotów przejść podziemnych, rozłaziły się po poczekalniach, wystawały przed długiemi stołami kantyn dworcowych. Ich pogwar był zciszony, chwilami wśród tysiącznego tłumu zapadało milczenie i wówczas wybijał się wśród ciszy jakiś przenikliwy, niepohamowany głos kobiecy, niespokojny, rwący się w łkaniu, zapamiętałym, rozpaczliwym płaczu. Szybko tłumił go pogwar, człapanie setek okutych butów po kamiennych płytach, żelazny rumot przesuwanych wagonów. Ale zaledwie pociąg przewlókł się przez halę, żal i ból kobiecego płaczu odzywał się z innego miejsca, powtarzał się dalej, bliżej, troił się, pomnażał, był coraz to inny i zawsze ten sam. Był to jedyny żywy dźwięk w tępym, leniwym rozgwarze, głos czyjegoś czuwania wśród uśpionej masy, wydzierał się w nim jakby krzyk nagiej praw-