mi, alarm już ustał, syreny milczały, reflektory nie grały na niebie, ale w tej dzielnicy nie zapalono jeszcze latarń. Poomacku, nie poznając ulic w ciemnościach i mgle kierował się ku Avenue Henri Martin. Błąkał się, pytał przechodniów i wreszcie jakoś dotarł do Hôtel Lambesc.
Z okien pierwszego piętra, osłoniętych ciemnemi zasłonami, przesączały się szczeliny blasku — tam zacisze od przeklętych spraw polityki i wojny, oaza wytworności i ukojenia, dostojna atmosfera sztuki — tam jest ona.
Po powitaniach w głównym, błękitnym salonie senator spostrzegł tylko trzech obcych, jakiegoś pułkownika francuskiego w uniformie i dwuch oficerów marynarki angielskiej, rozmawiających osobno w kącie pod olbrzymią, rozszczepioną nad nimi palmą. Reszta to dobrzy znajomi. Margrabina pytała o nowiny.
— Nic pocieszającego, margrabino.
— Więc cóż?
— Obawiam się, że będziemy musieli wraz z całą Francją znieść dotkliwe poniżenie.
— Więc on? — W głosie margrabiny nie było przerażenia. Zdradził się nawet jakby cień radości.
— Zapewne... Tak się wszystko fatalnie układa. Będzie to okres krótki, ale bardzo przykry.
— Cóż, drogi senatorze, w każdym razie...
Senator spojrzał na nią zdumiony.
— Jesteśmy w tak wyjątkowo ciężkiem położe-
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/51
Ta strona została przepisana.