pewnej stanowczości. Oficer nie zważał na nic. Eva znosiła to oblężenie, popijając herbatę i wodząc po salonie roztargnionemi oczami. Spojrzenie jej padło na senatora Guillet-Goudona i natychmiast uśmiechnęła się przyjaźnie. Zwrócono na to uwagę — senator pomimo całego swego wyrobienia i opanowania zmieszał się i spłonął rumieńcem. Wywołało to uśmieszki i miny. Zbliżył się jednak z całą dostojnością i rezerwą, którą był winien swemu stanowisku, hamując ze wszystkich sił porywczość ruchów, która wezbrała w nim nagle, przypominając dalekie podrygi młodości.
— Witam pana... Jakże się cieszę, że pana tu zastaję...
— Ach, pani... — pochylił się nisko senator.
— Takbym chciała zamienić z panem kilka słów, ale cóż, już widzę, że się nie da. Mój współrodak nie pozwoli na to — zauważyła przyciszonym głosem — zresztą tak tu dużo ludzi...
— Możemy przejść do gabinetu obok — wyrwał się senator i przestraszył się własnej odwagi.
Nad wszelkie spodziewanie Eva powstała. Senator podał jęj ramię i przeprowadził ją z wdziękiem przez ogromny salon usiany stolikami. Właśnie panna Roubichon — prix de Rome — miała rozpocząć arję Gizeli z niewystawionej jeszcze i to od dawien dawna opery znakomitego kompozytora Criarda. Sam autor już zasiadł przy fortepianie i uderzył pierwszy akord.
Nadspodziewane wyróżnienie uderzyło pychą
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/59
Ta strona została przepisana.