wyjątkowy szacunek ludzki, a jak przyjdzie do czego wszystko się odbywa poza jego plecami... Czyżby go mieli za idjotę?
— Posłuchaj, Goudon...
Senator żachnął się i wydarł rękaw, za który go chwycono z tyłu u samych drzwi. Ani się obejrzał, złapał się klamki i nacisnął ją z wściekłością, ale zanim szarpnął, na jego ręce spoczęła tłusta, wilgotna i gorąca łapa przyjaciela.
— Posłuchaj, Goudon, to nie czas na obrazy. Obrazisz się i pójdziesz sobie, a Francja?
— Francja aferzystów i renegatów, intrygantów i paszkwilistów, Francja Daniela Misereza?! Za kogo mnie masz? A ty czem dzisiaj jesteś...
— Człowieku, nie wyrabiaj hecy, bo ludzie patrzą. Zaraz ci powiem w dwuch słowach...
— Dosyć mam słów, wyszastaliście już wszystkie słowa...
— Otóż inne kombinacje okazały się narazie niemożliwe pomimo nadludzkich wysiłków. Zobaczysz, po wojnie będą tomy pisać o tych trzech dniach przesilenia. Kraj domaga się otuchy, wiary, czyli otumanienia, hypnozy, jakiegoś bezdennego kłamstwa, sięgającego granic wielkości. Komu nigdy ani razu nie zabraknie odwagi w przeczeniu strasznej rzeczywistości, kto zdoła kłamać aż do końca, ten utrzyma w dyscyplinie armję i naród. Rozwaga, rozsądek, opamiętanie — na to już zapóźno. Goudon, twoja zasada, którą głosisz co drugie słowo — to prawda, ta twoja naga prawda, a któżby zniósł
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/65
Ta strona została przepisana.