Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/68

Ta strona została przepisana.

Pamiętasz? Mówiła — Goudon, mój ty biedaku, nigdy nie będziesz politykiem. Przywiązujesz się do ludzi, ufasz wielkim słowom, głowę masz zapchaną wzniosłemi ideałami i nie widzisz prawdy życia...
— Pamiętam, pamiętam! Mówiła jeszcze: takiego jak ty zawsze nabiorą przyjaciele. Miała wielką słuszność...
— Goudon, czy ja ciebie kiedy nabrałem? Zawsze cię ostrzegałem w porę i oto mówię: nie wyrywaj się, siedź cicho. Jeżeli sam nic nie rozumiesz, to zawierz mnie. Ja ci mówię, że idziemy ku lepszemu. Ja ci mówię, ruszymy całą siłą pary, a na wiosnę — przysięgam ci — biada Niemcom!
— Ha-ha-ha! Plagjat — to samo przed chwilą prawił Thiriet... Skąd ty wiesz, co będzie na wiosnę?
— Nic nie wiem, bo nikt nie może wiedzieć, ale będę wołał i wrzeszczał o zwycięstwie przez całą zimę, będę teroryzował, będę z błotem mieszał każdego, kto się zawaha... Inaczej nie przetrwamy.
Czerwono-złoty lokaj stanął przed nimi z tacą. Salon promieniał radością, wreszcie uwierzono w koniec wojny i w zwycięstwo.
— Co tam, napijmy się, Goudon. Ja już próbowałem — mówię ci — najprzedniejsze Chateau Lambesc, jakiego nigdy już nie znajdziesz w sprzedaży. Na winnicach margrabiny od trzech lat stoją niemieckie okopy. Nasze własne pociski rozniosły na cztery wiatry ich cudowną glebę, zatruły ją wybuchy i gazy, i trupy... Pij, przyjacielu, bo takiego wina już nie będzie...