Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/80

Ta strona została przepisana.

— Przenigdy!
— Proszę mnie zrozumieć. Nie zastrzeli się pani, ani się nie otruje — ale dopuści pani świadomie, żeby jakieś okoliczności tak się złożyły, że w ich wyniku będzie pani zmuszona oddać życie. I nie uczyni pani nic, żeby te okoliczności zmienić, choć to będzie w pani władzy — czy to nie samobójstwo?
Porucznik urwał nagle, uląkł się. Eva patrzała na niego z wyrazem takiego cierpienia, jak gdyby wyrządził jej wielką krzywdę, znać mówiąc w zapamiętaniu dotknął w niewiedzy jakichś jej tajemnych spraw, coś jej niechcący przypomniał... Podniosła rękę do czoła, niespodzianym szybkim ruchem zasłoniła sobie oczy, zacisnęła je kurczowo i po sekundzie roześmiała się swobodnie.
— To nic, proszę mówić dalej, zajrzało mi w oczy jakieś widmo... Wie pan, nic określonego, poprostu ciężkie, niewytłumaczone wrażenie, jak to bywa we śnie. Niech pan kończy, niech pan powie nareszcie to, co pan uznaje w tej analizie za najważniejsze, a czego nie ośmiela się pan wypowiedzieć. Ja pozwalam na wszystko.
— Pani zgaduje myśli... Jednak, sądzę, że czas mi się zatrzymać, bo i tak zaszedłem za daleko. Raczej zabrnąłem, znalazłem się w ciemnym labiryncie, już nie mam poczucia prawdy, zaplątałem się w pani...
— Więc ja będę pytała.
— Zgoda.