Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/9

Ta strona została skorygowana.

proszyła jego ostatnią odrobinę?... Ocknął się. Natychmiast porwał go strach przed czemś najokropniejszem, przed niewiadomem.

Tonąc w głębokiej nocy wlekli się z mozołem, poomacku niewidzialni ludzie. Oddawna, zdaleka ciągnąc, weszli byli o zmierzchu w strefę bojową. Brnęli przez rowy, przez zdradzieckie doły pełne mułu, przez wzgórza, usypane pociskami, przez grząskie kałuże, przez szczątki drutów, przez sterczące z ziemi deski i bale, potykali się na każdym kroku wśród tysiąca niespodzianych, niewidocznych przeszkód. Deptali w ciemnościach po cichych na wszystko trupach, po rannych, którzy oznajmiali się stękaniem bólu, i po leżących wszędzie pokotem żołnierzach, którzy wyrwani z kamiennego snu, wybuchali złorzeczeniem i klątwą. Ale nawet w najbezecniejszych wyzwiskach brzmiała radość i była wdzięczność, nadchodziła bowiem nareszcie zmiana — zmiana po trzech nocach i trzech dniach nieprzerwanego boju. Ludzie śmiertelnie sponiewierani, pół-żywi, skonani w trudach i w głodzie, w strachu, bez snu, bez kropli wody — zrywali się ochoczo, jak cudem wskrzeszeni. Zaroili się i zagadali, wyłażąc jak z pod ziemi z czeluści ciemnej nocy i skupili się w czarne gromady, gotowi do ciężkiego marszu na całą noc, bo każdy krok po rumowisku i bezdrożu będzie ich oddalał od okropnego pola i od świtu jutrzejszego dnia, gdy wraz ze śmiertelnym grzmotem pierwszego pocisku nanowo roztwo-