wypełniły się czasy. Tuś mi, potężny cesarzu!...
Lejtenant obudził się dopiero, gdy go ktoś twardo potrącił w ramię. Zerwał się z pościeli i oprzytomniał w jednej chwili, po żołniersku. Djabli wiedzą, co się może przyśnić...
— Dochodzimy do pierwszych pól minowych.
— Co widać?
— Idziemy przez mgłę. Rośnie N. N. O. Spora fala.
— Akumulatory?
— Naładowane na dwie godziny czterdzieści.
— Jest co nowego?
— Od godziny alarm iskrowy. Woła kabotażowy Holender „Peterhead“ w drodze z Kamperdingu, ster złamany, znosi go na Ower-Bank, czy pan lejtenant każe zawrócić na ratunek? Niedaleko.
Lejtenant roześmiał się. Bocman patrzał nań okiem przymrużonem chytrze, po zbójecku i kusił.
— Mamy dość tego dobrego. Sześćdziesiąt trzy, licząc skąpo, w niecałe dwa tygodnie. Rekord!
— Panie Iejtenancie, według mojego rachunku będzie siedemdziesiąt siedem. Proszę zawierzyć mojemu oku. Z Holendrem byłoby równe osiemdziesiąt tysięcy tonn.
— Nie bójcie się, Kroll, w sztabie doliczą, a w komunikatach jeszcze zaokrąglą. To ich rzecz łgać, nie nasza. A co wy myślicie, Kroll?
— Panie Iejtenancie, toż to oczywisty „Q“ i to djabelnie pewny siebie. Sam nas wyciąga na słowo... A choćby i nie — to Holender, nie Holender,
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/94
Ta strona została przepisana.