Strona:Życie dwutygodnik. Rok III (1899) wybór.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jezus! — Jezus Marya! — szepcze osłabła, drżąca i zaczyna uciekać, uciekać resztką sił.
Ale w tej samej chwili rozległy się tuż za nią kroki ciężkie, pospieszne, chroboczące, nierówne.
Kobiecie włosy powstają na głowie; przyspiesza kroku, biegnie, a blade kwiatuszki myśli, parte w górę wężową, olbrzymią łodygą strachu, przypiły się w popłochu do oślizgłych sklepień czaszki i drżą tam w przeczuciu śmierci skłębione, przyduszone, pewne, że je rozmiażdży lodowata łodyga.
I biegnie kobieta, biegnie, a nogi pod nią się plączą; potyka się i upada, a za nią te same kroki drepczą bezładnie, szybko, potykają się także. Jakby na szyderstwo ciało ciężkie, zdyszane upada na lód głucho, podnosi się i znów biegnie...
Kobieta czuje wreszcie, że jej braknie oddechu; wie, że padnie za chwilę, już niedługo wytrzyma.
Gwałtownymi haustami chwyta w piersi powietrze, a za nią tuż, tuż blisko, już prawie za plecami dyszy tak samo dziwna, śledząca ją istota.
Zaczyna ją ogarniać jakaś straszna ciekawość. Czuje że za nią dzieje się coś niesłychanego, widzi, że blada łuna z po za niej pada na lód.
Obejrzeć się choć na chwilę, na jedną część sekundy.
I stanęła, lecz kiedy w tem samem okamgnieniu kroki ciężkie, niezgrabne przestały dudnieć za nią, rzuciła się naprzód w dzikiem szaleństwie trwogi, czując, że w niej wnętrzności skręcają się w kłąb olbrzymi, idą gdzieś aż pod gardło, duszą, wpadną na głowę...
Na samo przypuszczenie co mogło być tam za nią, krew rozszalała, wrząca zamienia się jej w lód.
I biegnie, biegnie, biegnie — i chwyta się za głowę przypłaszcza się do ziemi, wyje nieludzkim głosem, chcia-