W SPOKOJNYM DOMKU SIEDZI — SWÓJ CHLEB SUCHY ZJADA,
MIESZA W TYGLACH, OBLICZA I PLANY UKŁADA...
PONAD NIM WYJĄ BURZE, SZALEJĄ WICHURY.
KŁĘBIĄ SIĘ NAWAŁNICE, OWISAJĄ CHMURY;
ROZPACZ WSZECHŚWIATA PĘDZI — GROŹBY, SKARGI NIESIE,
GMACHY WALI I DĘBY DRUZGOCZE PO LESIE — —
ON W SWOIM CICHYM DOMKU, NAKRYTYM POWAŁĄ,
CO NOC DO SNU UKŁADA GŁOWĘ OSIWIAŁĄ...
ZA ŚCIANĄ TŁUM SIĘ CIŚNIE... WALCZY, WRE I SPĘDZA:
WŚCIEKŁYCH SPAJA ZAWZIĘTOŚĆ I ROZDZIELA NĘDZA...
WSZYSCY GNAJĄ W KRAINĘ NIEZNANĄ... PO SZCZĘŚCIE,
KU NIEBU, GWIAZDOM, SŁOŃCOM WYCIĄGAJĄC PIĘŚCIE —
ON SPOKOJNY PRZY OKNIE — SWÓJ CHLEB SUCHY ZJADA,
MIESZA W TYGLACH I SŁOŃCE SIWEM OKIEM BADA...
I DZIWI... WSZECHWŁADNE SŁOŃCE, ŚWIATŁO WIECZNYCH LODÓW
DLA GINĄCYCH I GINĄĆ MAJĄCYCH NARODÓW —
ZIMNE NA ŁZY I KLĄTWY — BOJAŹLIWEM DRŻENIEM
ZADRGA, GDY SIWE OCZY NAPOTKA PROMIENIEM...