A zawsze wzrok mój ciekawy się wieszał
Na wschody w skale wykute wyraźnie;
Z legendą widok ten sny moje mieszał,
Strojąc się w szatę wschodniej wyobraźnie.
Dziwnych powieści nęcony urokiem
O cudnych zamkach i grodach z kamieni,
Sadach z jaśminu i krociach strumieni,
Ze skał zuchwałym spadających skokiem:
Z strzelbą, z kindżałem puściłem się rano
w nową krainę tajemną, nieznaną.
Żelazną bramę przebyłem i płynę
W buków olbrzymich posępną gęstwinę.
Tu buki, starce, brodate porostem,
Stały, poważnie kołysząc ramiony;
Inne, bezlistne, leżały pomostem
Na traw i wrzosów pościeli zielonej.
Inne oddawna umarły — lecz stoją
Łachmanem szaty okryte podartej,
Z piersi rozpękłej, szeroko otwartej
Dźwięcząc i brzęcząc pszczół stada się roją.
Albo owadów malowane sznurki
Snują się z piersi i giną gdzieś w trawie;
Z suchych konarów wiewiórka ciekawie,
Lub szmaragdowe patrzą się jaszczurki.
U stóp olbrzymów pod szatą ich cienia
Tłumem się wznoszą młode pokolenia,
I czołem z niskich pnąc się winogradów,
Patrzą na ojców i zmarłych pradziadów.