Siatkę ze wstążek błękitnych strumieni,
Złote i srebne na niwach zbóż paski,
Żywość słonecznych drgających promieni,
Jeziór zwierciadła i płowe te piaski!
I któż wypowie tę czarowną błogość,
Kiedy bogato malowana karta,
W jedność wcielając cudnych rysów mnogość,
Stanie szeroko oku rozpostarta!
Z jakim zachwytem w niej gubi się oko!
Jakaż nauka w niej mistrzem się mieści,
Jeśli odgadną i pojmą głęboko
Tę piękność w zgodzie postaci i treści!
O! taki obraz w pamięci się kładnie,
I w niej na wieczne wybija się czasy;
A gdy w niej sztuka rys jaki wykradnie,
Jakiejż dziewiczej, cudownej jest krasy!
W dół się spuszczczałem po stromych urwiskach,
Czarne przepaście dyszały podemną;
Lecz darmo grożą otchłanią mi ciemną:
W mej duszy obraz w słonecznych połyskach!
Na raz pierzchnęła zaduma ta błoga:
Z pod stopy mojej głaz jeden uciekał
Dębem mi włosy postawiła trwoga,
I pot śmiertelny na czoło mi ścieka.