wyrazami: „Moje dziecię, miłość wyniknie z małżeństwa.... W początku i ja nie kochałam twego ojca, lecz teraz widzisz — żyjemy zgodnie“...
Może za bardzo „zgodnie“ — każdy w inną stronę! — Takie namawianie ma równie smutno jak śmieszne podobieństwo do uprzejmości gospodyni, zapraszającej do jedzenia słowami: trzeba skosztować, by zasmakować („l’appétit vient en mangeant“). Nawet jedzenie przymusowe, zwłaszcza rzeczy niepożądanych, chociażby najponętniej ozdobionych i przyprawionych, nie może służyć zdrowiu; a cóż dopiero nieustanne pożycie z osobą, chociaż macierzyńskiego, lecz zawsze cudzego wyboru, szczególnie gdy istnieje własny!
Czyż można się dziwić, jeśli w takich małżeństwach dzieci zostają poczęte ze wstrętem, wydane na świat z nienawiścią! Takie związki małżeńskie pędzą męża do karczmy i płodzą dla obojga zamiast miłych zdrowych dziatek — chorobliwie potworną, wzajemną obłudę!
Z takich małżeństw wynikły nie miłość i wierność lecz wiekowe choroby, tak trafnie streszczone przez słynnego francuskiego dziejopisarza-filozofa Michelet’a, zmarłego w Paryżu w r. 1874. „Każde stulecie jest nacechowane pewną główną chorobą: 13-te, było wiekiem trądu; 14-te czarnej dżumy; 15-te, religijnego obłędu; 16-te, syfilisu;[1] 18-te, ospy; 19-te, jest, od bieguna do bieguna, trzęsione nerwowością; 20-te, będzie wiekiem chorób macicznych i zwyrodniczych. Można też będzie nazwać je wiekiem nędzy i opuszczenia kobiety“.
- ↑ 17-te możnaby nazwać wiekiem szału przepychu (Przyp. red.)