Tymczasem ludy mieniące się „cywilizowanemi“, Francja na czele, zwaliły te wszystkie klęski na najniewinniejsze, jeszcze nie poczęte istoty, wołając na całe gardło: „mniej dzieci, mniej dzieci“!.... Niby z przeludnienia powstała nędza materjalna a z tej wynikł upadek cielesny i duchowy.[1]
Nie tutaj miejsce do mowy o wszelkiego rodzaju poniżeniach ludzkości, lecz przynajmniej dzieci, obecnych i przyszłych, każdy człowiek, mający chociaż iskierkę poczucia godności ludzkiej, powinien bronić wszystkiemi siłami!!
Wreszcie w obronie tej wesprą nietylko prawa przyrody, lecz nawet i nieustanne dzieje ludzkości, jakkolwiek obecnie tak dalece zwyrodniałej.
Teraźniejsi „cywilizatorowie“, wśród których Niemcom chce się zajmować pierwszorzędne miejsce, uroili sobie, jakoby przez ograniczenie liczby noworodów miały zyskać stosunki społeczne. Jak gdyby ludzie małodzietni mieli być skromniejsi, mniej wymagający, szczęśliwsi, lepsi.... Temu zaprzecza stanowczo powszechnie znany fakt, że mnóstwo rodzin małodzietnych, nawet posiadających zbytek mienia są, nie mówiąc już o reszcie, najbardziej bezszczęśne, podczas gdy bardzo liczne rodziny nader gromadne i przytem ubogie są najszczęśliwsze.
Czem się to dzieje, że małżeństwa najbardziej wystawione na codzienne troski o mnogą dziatwę są i pozostają we wzorowej błogości? Odpowiedź prosta. W parze, która się złączyła nie z wyrachowania, ale przez wzajemną miłość, stanowiącą szczyt przychylności i samozaparcia, skoro mąż
- ↑ p. „Przew. Zdrowia“ 1902 str. 25 i 26: sprawa przyrostu ludności a zdrowotne wychowanie.