Głos jakiś słyszę w głębi mojej duszy
Od dawien dawna, a nie wiem skąd płynie,
Często go życie gwarem swoim zgłuszy,
Często w topieli dociekań zaginie.
Lecz zawsze z mętnej wynurza się toni
I na dnie serca pieśni ciche dzwoni.
Lubię go... lubię słuchać jego dźwięku
Niepojętego dla ludzkiego ucha,
Za to, że ani podobny do jęku,
Jakim pieśń życia w każdym dniu wybucha,
Za to, że myśl mą zwraca do błękitów
Wskazując zorze nieznanych rozświtów.
Ani go pojąć, ni wyśpiewać mogę
I dziwem dla mnie jest ten głos tajemny
I radość wielką odczuwam i trwogę
Kiedy przemawia, i jakiś byt ciemny
Dla mego serca i dla moich oczu
Oglądam wówczas — byt śród gwiazd w przezroczu.
Czy to ułuda chorej wyobraźni —
Czy to przeczucie innej, lepszej doli
Nie wiem — wiem tylko, że w życiowej kaźni,
Na tej przesiąkłej krwią i łzami roli
Jest mi przeczystym, kryształowym zdrojem,
Kędy się serce orzeźwia przed bojem.
I wiem, że gdyby w zniechęcenia chwili
Nie zabrzmiał w duszy pieśnią, słodką, jasną —
Gdyby go ludzie w piersi mej stłumili
To jak o zmierzchu — blaski słońca gasną,
Zgasłaby we mnie owa jasność złota,
Która mi świeci śród mroków żywota.