Ale właściwie to wszystko jedno. Ja mimo to będę paplała. (Tajemniczo). Widzisz, bo on wskazuje czas, dlaczegożby wyglądał, jak cyferblat? (Uniesiona wyobraźnią) Sekundy — sekundy — to właściwie tylko maleńkie, maciupeńkie wirujące kamyczki, tak.... I padają, padają, padają, te najwyższe na dół, powoli zmieniają się, widzisz i to, co było na dole, jest na górze — i znowu opadają.... tak opadają, opadają.... wieki całe to w górę, to w dół — w górę w dół.
Czy to nie czas doktorze? (Jakby do siebie samej) Dziś okropnie ciężko pracował. (Odkłada pończochy i liczy na palcach) Czas, przestrzeń, siła, materya; czas, przestrzeń, siła, materya.
Ach Boże! jak to będzie pięknie!... pięknie (klaszcze w ręce).
ODDO (podnosi oczy) Co Lilii? Co to pięknego będzie?
LILLI. Gdy to znajdziesz.
Bo możesz być pewnym, że znajdziesz!
....Żebyś tylko jeszcze y znalazł! Pewną jestem, że x jest prawdziwe. Czy nie zdaje ci się doktorze, że x jest prawdziwe?
ODDO. x?
LILLI. Tak x! Właśnie x!
ODDO. Co za x!
LILLI. Co za x? Czy to może nie zawsze jest x i y? Czy to może nie to, nad czem się tak długo myśli? Cóż to więc takiego?
ODDO (ciągle zajęty swoją robotą). Ależ, cóż ty nazywasz x?
Strona:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.