Strona:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

telne stworzenie nie znajdzie. Żadne śmiertelne stworzenie nie znajdzie. (Miękko). Nie, nie znajdzie się. Nikt nie znajdzie. (Wstaje, chodzi szybko, znowu staje przed Lilli, mówi łagodnie). Jak ci na imię?
LILLI. Lilli.
BERG. Lilii? no­‑o. (Głaszcze jej włosy, życzliwie). Pomagasz mu, Lilli?
LILLI. Tak.
BERG. Pilnujesz analizy?
LILLI. Tak.
BERG. Trzymasz mu retorty?
LILLI. Tak.
BERG. A czy wiesz właściwie, na co on to wszystko robi?
LILLI. Wiem. Chce wynaleść wodę życia.
BERG. Tę, co życie przydłuża?
LILLL Nie, tę, która sprawia, że człowiek nie musi tak długo żyć.
BERG (z powątpiewaniem, zdziwiony). Nie musi... nie musi... żyć tak długo... Jak to rozumiesz?
LILLL Czy wiesz, co to są atomy?
BERG (uśmiecha się)
LILLI. Tu niema nic śmiesznego. To najtrudniejsza w świecie rzecz, rozumieć dobrze sprawę z atomami.
BERG. Słusznie. Cóż więc z tymi atomami?
LILLI. Tak widzisz: atomy jeszcze drgają ale już nie długo będą drgały. Czy rozumiesz teraz?
BERG. Rozumiem — ale cóż ta woda ma z niemi wspólnego?
LILLI. Ona ma wypełniać wszystkie próżnie, że atomy będą po niej pływały, zupełnie, jak okręty po morzu... Bo życie jest muzyką, widzisz, tylko ludzie zapomnieli jej słuchać...
BERG (poważnie). Może nigdy nie... — Lilii ci na imię... (jakby do siebie samego). Jesteś zupełnie inną, niż ta, którą kochał. Tamta była ciemną, tyś taka jasna
LILLI (stoi ze spuszczoną głową, zamyślona, nie patrząc na niego). Czy pan nie poczeka? Wróci za chwilkę.
BERG. Hm... Przyjdę raczej innym razem... Nie mów mu o tem, że byłem. Przyrzekasz?