Strona:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.
KOBIETA.
Nowela.

Białe puchowate chmurki błądziły leniwe, jak zaspane duchy, po ciemno­‑szafirowem niebie. Z głębin wychylały się blade gwiazdy, sierp księżyca stał nieruchomo, osrebrzając bramę Floryańską, forteczny mur i wesoły placyk, na którym się rozsiadł teatr krakowski.
Na placyku białe światła latarń pieszczą mury gmachu i ciemną trawę zmieniają w szmaragd; — ruch, życie kipi, przytulona do murów wesołość wyskakuje śmiechem dzieci. Zagłusza ją turkot pojazdów i nawoływania woźniców. Ludzie się spieszą z pewną przyjemną ciekawością.
Wśród ożywionego tłumu uwija się dziesięcioletnia dziewczynka. Czerwona na jej głowie chusteczka robi wrażenie przelatującego ognika, lub maku — korala. W ręku trzyma pudełko, wypełnione paczkami zapałek. Niebieska, krótka do kolan spódniczka nie zakrywa chudych nożyn, których stopy, obute w duże ciżmy, ciężki wydają odgłos.
Zmęczona stanęła na schodkach, oparła się o ścianę wejścia, patrząc na przechodniów głębiami dużych, czarnych oczu, świecących jak kaganki na chudej, ciemnej twarzyczce... Hypnotyzowani wzrokiem dziewczęcia ludziska, zatrzymywali się, brali zapałki i często suto płacili. Dziękowała uśmiechem, rzucając z czarnych oczu blaski radości.
Paczki znikały z pudełka a zato rosły miedziaki chowane w zanadrze ciemnego kaftanika. Twarzyczka dziewczątka rozjaśniała się, kąciki ust drżały, oddychała szybko, lecz rozkosznie.
— Byle jeszcze pięć paczek poszło między ludzi i niechbym dostała za nie dziesięć centów, lecę do domu! Kupię bochenek chleba, masła za cztery, sera za cztery, będzie bal! Ale jakici bal — że aż radość — Boże!...