schodkach i powoli wydobywała pieniądze. Ręka jej drżała z radości, usta się śmiały, oczy świeciły.
— Aż tyle — szeptała — i jeszcze i jeszcze, a do tego trzy śrybła. Dwie po szóstce, jedna piątka. Skądże się tyle uzbierało? Czy la tego, żem chciała kupić cukru i herbaty, a może la tego, żem się przeżegnała, mijając kościół. A może la tego, żem przecie jakaś dobra. Bo ja wiem jaka, ale ci zła nie jestem...
Zamyśliła się i bardzo po cichu dodała:
— A może la tego, żem ładna. Zaśmiała się. Muszę być ładna; sam Franek pytał mi się, dlaczego tak czarnemi ślepiami zawracam? Czy żeby go wziąść?! Pogroził mi, że zanim go wezmę, pierwej mnie zbije. Nie biorę ci go, a zawsze koło mnie się uwija — westchnęła z pewną ulgą.
— Nie umiem jeszcze ślepiami zawracać, ale muszę patrzeć jakoś po ludzku, bo wciąż mówi mi o zawracaniu i grozi. Raz się nawet na mnie zamierzył, a ja się śmiejąc, na złość ślepia wytrzeszczałam na niego.
— Ładna muszę być, i niema gadania, bo panowie reszty odemnie nie biorą. To, że nie biorą reszty, wyraźny znak, żem ci nie szpetna. A cóż to dopiero będzie, jak zawdzieję na głowę białą chusteczkę! W białej mi szpiluje, jak w żadnej innej. Siostra mówi, że czarne moje ślepia przy białem, wychodzą jak aksamity.
Wyjęła gałganek, odwiązała węzełki, na dnie zaświeciły dwie szóstki, dołożyła de nich trzecią, zawiązała na trzy węzły i schowała za koszulinę.
— Będzie chusteczka!... Niech tylko w niej zobaczy mnie Franek, zgłupieje na amen.
Nie umiała inaczej określić zdziwienia, a może radości Franka. Pieniądze schowała, wyprostowała się, serce jej biło, zaśmiała się.
Strona:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.