Strona:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.
NAD MORZEM.
I

Kwitnąca gałęź niesie zdala
Na srebrnym grzbiecie morska fala —
Gałęź, co kwitła kędyś w sadzie,
Dziś na wybrzeża piasku kładzie
I, zostawiwszy ją, odpływa
Szumiąca fala srebrnogrzywa...

I oto zwiędnie tu i zginie,
A do swej ziemi nie odpłynie...
Skrzydłami wichru raz strącona
Na tej słonecznej plaży skona,
Od ojczystego drzewa zdala,
Gdzie ją zaniosła morska fala...

Czasem, jak gałęź taką — duszę,
Zwichniętą w losów zawierusze,
Wicher na smutku rzuca morze,
Gdzie dla niej szczęścia gasną zorze
I gdzie, powoli schodząc, blada,
Wieczna ponad nią noc zapada...



II.

Widzę ją zawsze... Tu przychodzi
Na wywróconej siadać łodzi
I patrzy w dal bezmierną, siną,
A hulający nad głębiną
Wiatr — skrzydłem swem jej czoło chłodzi..

I zadumana — godzinami
Wytęża wzrok swój i ze łzami
Spogląda w przestrzeń, a gdy nagle
Na widnokręgu ujrzy żagle —
Rękami je ku sobie mami...