Strona:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.

Zabardzo już krzyczą u nas w klasach — mówił, jakby się starał usprawiedliwić swe uczucie ciężkości — Do niczego to nie jest podobne. Aby tylko...
I ten nauczyciel języka greckiego, ta jaźń w furale, niech sobie pan wystawi — omało się co już raz nic ożenił.
Iwan Iwanowicz szybko popatrzył w głąb stodoły.
— Nie kpij pan!
— Nie! Tak jest, chciał się żenić, choć to dziwne, nie prawda? Przysłano nam nowego nauczyciela do historyi i geografii, niejakiego Kowalenkę, Michała Sawicza, chochoła. Przyjechał nie sam, bo ze siostrą Basią. Wysoki był chłop, młody, smagły, z olbrzymiemi łapami, a z twarzy biło, że napewno mówi basem, no i w rzeczywistości głos miał jak z beczki: bu­‑bu­‑bu... A ona zaś była już nie młoda, miała koło trzydziestki, ale tak samo wysoka, na okaz zbudowana, brwi czarne, policzki czerwone, słowem nie panna, a marmulada, a do tego dziewucha z rozmachem, śmiała. Cały dzień spiewała szumki ukraińskie, albo się zaśmiewała. Z byle czego, wybucha stepowym śmiechem i ciągnie bez końca cha, cha, cha! A potem znów szumka... Pierwszy raz poznaliśmy się oficyalnie z Kowalenkami na imieninach u dyrektora. Wśród morderczo poważnych twarzy pedagogów, którzy i na zabawę chodzą z urzędu, patrzymy, naraz Afrodyta wyłania się z piany: idzie w pozie do kozaka, chichocze, śpiewa i przytupuje... Zaśpiewała z uczuciem: „Wijut Wichri“ potem jeszcze romanzę, potem jeszcze coś, i wszyscy byli oczarowani. — Wszyscy nawet Bielikow. Przysiadł się do niej i ze słodkim uśmiechem wyrzekł:
Język małorosyjski swoją delikatnością i przyjemną melodyjnością przypomina staro­‑grecki.