Nad śniegi bielszy wzbija się potem
Niepokalany zwiastun pokoju.
∗
∗ ∗ |
A gdy wędrowiec w toń rzuci oczy,
Oczy aż na dno lecą jak — ołów
Chcące zobaczyć białych aniołów,
Co tam pilnują modrych przezroczy.
∗
∗ ∗ |
O, niesplamiona nurtów czystości!
O, niezmąconych źródeł ochłodo!
Krysztalna, świeża, ożywcza wodo!
Nadbrzeżnych kwiatów słodka wonności!...
∗
∗ ∗ |
Lecz rzekom nie stać! — strumień wciąż płynie
Przez świat szeroki, przez gaje, pola,
Coraz nurt inny z nim się zespola,
Coraz to częściej grzęznąć mu w glinie.
∗
∗ ∗ |
W coraz to częstsze łamie zakręty,
Coraz w nim więcej szlamu i kału —
Pogasły cudne blaski kryształu
Została ziemia i muł, i męty.
∗
∗ ∗ |
I coraz wolniej błotem ciężarne
Toczą się wody na dnie koryta
I cała rzeka nocą nakryta
W jakieś czeluści zapada czarne.
Szumi sitowie — Powiew wilgotny
Skowycze w łozach, jak dzika psiarnia,
Szalony smutek pierś mą ogarnia —
Dusza odeszła... dumam samotny...