O moja duszo — patrz — i nasycaj się! po jasnoturkusowem niebie płyną chwiejne róże obłoków i zanurzają się jedna za drugą w ognistych oceanach widnokręgu. Rubinowe smugi, jak miecze archaniołów, otaczają niewidzialnego wśród blasków Boga.
On zakrył się srebrną tarczą, której promienie cudotwórcze lecą na świat i wołają do życia — hej, do złotych czar życia, upajających winem przemiany.
∗
∗ ∗ |
Fioletowe lasy wyzierają z poza różowych mgieł, zaorane pola lilowieją, migocąc tęczą dyamentów. Złotopurpurowe zboża kłaniają się młodemu słońcu, rozlane wody na łąkach odbijają w swoich błękitnych zwierciadłach niebiosa i stubarwną mozajkę chmur.
Skowronki w górze nucą swe pieśni weselne.
Czerwone owady wylatują z szelestem, koniki polne grają w trawie coraz liczniejszym chórem, pszczoły brzęczą po kwiatach, trzody idące na pastwisko porykują basem, a kosiarze łąkowi dzwonią gdzieś kosami.
Ciepło, rozkosznie!
Świeże powiewy napełniają me płuca, promieniste ręce głaszczą mnie po włosach — i fale krwi na twarz mi ściągają.
A w mojej duszy zaczarowanej wszystko śpiewa, błyszczy, barwi się, porusza — i żyje.
Skowronek mógłby zamilknąć — ja nuciłbym dalej jego pieśni; chociażby świat kolorów zniknął, ja utworzyłbym nowe fiolety lasów — nowe niebiosa i nowe słońce.