Strona:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu/253

Ta strona została uwierzytelniona.

Oj boli! taki jestem wychudły, głodny — i tak mi ciężko!... chomonto wżera się w piersi, postronki szarpią żywe mięso i ten kij sękaty kości mi gruchoce... Com winien, żem słaby i że kamienie tak ciężkie?
To właśnie, żeś słaby daje prawo żyły ci wypruwać i kości przetrącać — to prawo ma twój pan — parobek.
Podbiegłem i chwyciłem go za ramię: »boli — nie bij«.
Mruknął, z całych sił uderzył, koń szarpnął raz jeszcze — napróżno...
Ująłem szprychy, zwierzę wytężyło resztki sił — powoli, z wysiłkiem stawiał koń nogi w kolanach obrzęknięte i pokurczone, stękał głośno, a w oczach głęboko zapadłych łzy mu świeciły — prawdziwe łzy...


∗             ∗

Zaćmiło się słońce w mojej duszy, łzy mi spływają po twarzy, głowa się pochyla ku ziemi i nogi stawiam trudnością — boli!
Ciągnę ciężar bezmierny — stosy bólów życiowych — ostre głazy mnie cisną, twarde sznury mnie szarpią. Boskie prawa natury — pognębienie ogólne, pożeranie wzajemne...
Robak przegryza roślinę, zwierze ją depce i zjada, gdyż bezbronna, a żołądek silnych jej potrzebuje.
W trawie wre walka; w żywych organizmach pasożyty nurtują, mózgi i oczy napełnione miryadami robactwa.
Wszystko się niszczy nawzajem, a wszystkich prawem przemocy gnębi — człowiek.
Dziewicze lasy podpala, drzewa w rozkwicie ich życia siekierą rąbie, trawy i zboża podrzyna, czego dosięgnąć może — morduje i gwałci, bo silnym jest ten bratobójca. A za chwilę sam pada w proch, z którego powstał...