Strona:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu/275

Ta strona została uwierzytelniona.
Anna. A więc, w pierwszej chwili nie poznałam ich. Ale raz, stałam na pokładzie i widziałam, jak spacerowali oboje. Za każdym razem, kiedy zbliżywszy się ku mnie, zwracali się, nie mogłam zapomnieć tych oczu. Te oczy już gdzieś widziałam. Wtem para mew przeleciała tak blisko ich głów, że Rachela przestraszona wyciągła ręce jak do obrony. Ten ruch był zupełnie twój. Wówczas poznałam i oczy. To były oczy Sanga!
Klara. Wówczas podeszłaś ku nim?
Anna. Pytasz jeszcze? Zapytałam ich: „Czy nie nazywacie się może Sang?“ Odpowiedź była zbyteczna. Widziałam to po ich twarzach. „Jestem ciotką Anną z Ameryki“ — mówię dalej. I tu opanowało nas wszystkich takie wzruszenie (obie siostry płaczą).
Klara. To Rachel pisała do ciebie i prosiła cię, abyś przyjechała? Nieprawdaż?
Anna. Tak jest. Jestem jej zato wdzięczna do śmierci. Jaka ona dobra! Wzięłam ją naturalnie zaraz do pierwszej klasy i owinęłam wielkim szalem; było jej zimno. On otrzymał pled.
Klara. Moja dobra Anno!
Anna. A ty, Klaro! Ach, co z tobą się stało! Przypominasz ty sobie, jakie to było z ciebie wesołe i żywe stworzenie?
Klara. Tak. tak! Sama nie wiem, od czego zacząć, aby ci to wszystko wyjaśnić. O mój Boże!
Anna. Dlaczego nie napisałaś mi całej prawdy. Przecież mnie, przy moich środkach przyszłoby bardzo łatwo zapobiedz temu, abyś się nie przepracowywała! Tak długo ukrywałaś przedemną rzeczywisty stan rzeczy. Dopiero Rachela napisała mi wszystko.
Klara. Tak, tak. Nie inaczej. I tak być musiało.
Anna. Ale dlaczego?
Klara. Gdybym była o tem napisała, bylibyście wszyscy przybiegli mi z pomocą. A ja nie chcę pomocy. Mnie nikt nie pomoże.
Anna. A więc kłamałaś?