Ta strona została uwierzytelniona.
Klara. Naturalnie. Przecież ciągle kłamałam — — i wobec wszystkich! Cóż miałam czynić?!
Anna. Tego nie pojmuję. Wobec wszystkich?
Klara. Anno, powiedziałaś, żem się „przepracowywała“. Mówisz, że mogłaś temu łatwo zapobiedz. A czy widziałaś ty kiedy człowieka przepracowanego, któryby miał siłę prosić o pomoc albo stawić opór?
Anna. Ale zanim doszłaś do tego stanu?
Klara. Nie rozumiesz mnie.
Anna. To mi to objaśnij — jeśli możesz.
Klara. Nie, tak odrazu nie mogę. — Być może stopniowo, z czasem.
Anna. A zatem, aby zrobić, początek — nie miałaś jego silnej wiary? To dziwne! Czy to była powodem?
Klara. Nie. To długa historya! Ale to nie to. My oboje, on i ja, jesteśmy dwie tak odmienne natury — ale i to nie. Gdyby Sang był taki, jak inni mężczyźni, gdyby robił stuki, chciał panować — możeby do tego nie przyszło — być może! Ale zanim mię jeszcze poznał, już wszystkie jego siły — a on ma siłę, możesz mi wierzyć — cała jego energia, była pochłonięta przez pracę; stała się miłością, poświęceniem. Jakże to było pięknie, jak wspaniale! Pomyśl sobie, w domu naszym nie padło nigdy żadne ostre słowo. Ani jednej tak zwanej sceny! A już będzie dwadzieścia pięć lat, jakeśmy się pobrali. Od niego bije zawsze jakaś świąteczna radość. Dla niego cały rok jest niedzielą.
Anna. Mój Boże, jak ty go kochasz!
Klara. Kocham — to za bardzo słabo powiedziane. Ja bez niego wprost nic nie znaczę. I ty mówisz coś o oporze? Prawda, były czasy, że istotnie było ponad siły.
Anna. Co chcesz przez to powiedzieć?
Klara. Później ci to wyjaśnię. Ale któżby mógł stawiać opór tam, gdzie nie było nic, jak sama dobroć, samo poświęcenie? Nic jak sama czułość? I kto, kto mógłby mu się oprzeć, gdy jego wiara dziecięca i potęga nadnaturalna porywała wszystkich ze sobą?
Anna. Nadnaturalna, powiadasz?
Klara. Nie słyszałaś nic o tem? Czy ci dzieci nic nie mówiły?