Ta strona została uwierzytelniona.
góry! — leżałam tak przez ośm dni, całe ośm dni. Ale zaledwo, że stanął tam we drzwiach, zaledwo, że go spostrzegłam i że on spojrzał na mnie, a już nogi odzyskały władzę i straciły sztywność; przyszedł, przeciągnął ręką po mem ciele — i leżałam znów tak wyprostowana, jak przedtem. I tak zawsze, zawsze. Dość, aby wszedł, a już koniec wszelkim cierpieniom.
Anna. To szczególne!
Klara. Ale co powiesz o tem, że chorzy, — nie raz, nie sto razy! — kiedy przyszedł do nich i pomodlił się z nimi, odzyskiwali zdrowie!
Anna. Zupełnie?
Klara. Zupełnie!
Anna. To szczególne! Nigdyś mi o tem nie pisała!
Klara. Bo znałam Was! Czyż miałam go wystawiać na wasze niedowierzanie? — Mieszka tu pewna wdowa po proboszczu — trzeba, żebyś ją widziała! Niedaleko stąd. Najzacniejsza osoba, jaką sobie tylko możesz wyobrazić. Była chromą od piętnastu lat, kiedy Sang tu przybył; a będzie temu dzisiaj ze dwadzieścia pięć lat. Chodzi teraz co niedzieli do kościoła! A wkrótce będzie miała sto lat.
Anna. Wyleczył ją?
Klara. Tylko modlitwą i tem, że na jego wezwanie modliła się razem z nim. A potem to, co zaszło z Agatą Florwogen, to już najdziwniejsze. Mieliśmy ją wszyscy za umarłą. A on ujął ją za rękę, drugą rękę swoją położył na jej sercu i ogrzał je — i poczęła zaraz oddychać. Mieszka razem ze starą wdową po proboszczu, tuż koło nas. — Mogłabym leżeć tu do rana i opowiadać bez przerwy. Chodzi on jakby w jasności, tu i daleko wokół, wśród tysięcy wiernych w całym kraju, który nie ma nikogo równego jemu. I ten rozgłos o nim rośnie i rośnie, że nie ma on teraz jednego dnia spokojnego.
Anna. To i ja mogłabym coś podobnego widzieć — o czem opowiadasz — w czasie kiedy tu jestem?
Klara. Z taką pewnością, jak to, że ja tu leżę, nie mogąc się podźwignąć.