Strona:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu/291

Ta strona została uwierzytelniona.
Klara. Jest tutaj?
Eliasz (rzuca się na kolana przy łóżku matki, zakrywając oczy rękoma). Ach mamo!
Klara. Tak, tak! — Wiem wszystko!
Eliasz. Wiesz wszystko? Nic gorszego stać się nie mogło.
Klara. Nic gorszego.
Eliasz. Kiedy nam mówił wczoraj wieczór, że dzisiaj o siódmej godzinie —
Klara. Zamilcz! Nie przeniosłabym tego.
Eliasz. Nie; nie! — Wiedziałem, że to przyjdzie; że to przyjść musi. Nie w taki sposób, to w inny, to musiało w końcu przyjść.
Anna. Czy możesz słuchać o tem?
Klara. Muszę! — Powiedz mi —
Anna. Co?
Klara. Eliasz — czy ty tu jesteś?
Eliasz. Jestem, mamo.
Klara. A Rachela?
Eliasz. Właśnie co dopiero wstała. Czuwała ze mną do północy. Ale dłużej już nie mogła wytrzymać.
Klara. Jakże to — dzieci moje — ach, jakże to — do tego przyszło, że —
Eliasz. Żeśmy utracili wiarę naszego ojca?
Klara. — Żeście utracili wiarę waszego ojca — moje dzieci?



SCENA VI.
Sang. Utracili — wiarę? Synu mój? — Coś powiedział! Wiarę?
Anna. Klara, Klarciu — co tobie?
Sang (podbiega ku niej i kładzie na niej ręce). Już mija. — Nie przyszło — Bogu niech będą dzięki!
Klara. Prze...chodzi: — — Ale bądź przy mnie! Ty bądź przy mnie.
Sang. Jestem przy tobie.
Klara. I nie dopuść, abym zaczęła płakać! Ah! —
Sang. O nie! tylko nie płakać! (Pochyla się nad nią i całuje ją). Bądź silną! — Klaro! — — Tak, o tak! Nie smuć się. Wspomnij na to, jak smutni są teraz oni! Chcieli nam zaoszczędzić swego bólu, swej męki. Czyż i my nie powinniśmy ich oszczędzać?
Klara. Tak.