Strona:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu/303

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mają dawać biednym, słyszałem, a wy macie grunt.
— Ho! panie! grunt!... Dyć mam tych parę morgów, jak i każdy we wsi. Ale niech pan idzie po wsi i spyta, czy jest by jeden, coby powiedział: mam co jutro do gęby włożyć...
Stanąłem przerażony, jakby nad głębokiem urwiskiem.
— Tak panie, tak — śmiał się gorzko — niema takiego, niema... Z roku na rok grunta upadają... nie dziwota! Widzi pan jaki to owiesek? — pokazał ręką. — Kłują się ta zielone zdziebka z glinowarki, ale co na tem będzie? Jedno ziarko a to i myszy w polu zjedzą, abo i dzikie świnie. Nima co zbierać, nima...
Szliśmy chwilę w milczeniu.
— To widzi pan — począł — dziad we wsi bogatszy od gazdy, bo idzie od chałupy do chałupy i dadzą mu; jak nie tu, to tu... A gazda nie pudzie, nie wyciągnie ręki, bo go wstyd... ale...
— Djabli­‑ć po hunorze, jak pustki w kumorze — szepnął sobie, idąc za mną ścieżyną.
— Straszne! — odganiałem natrętne myśli.
— Co straszne! — podchwycił z cierpkim uśmiechem. — Będzie jeszcze gorzy... nadzieja boska... będzie! Kto na to poradzi?
A potem dodał jakby dla uspokojenia myśli:
— Nie za nas świat nastał, nie za nas się skończy...
I szliśmy ścierzyną wąską, jeden za drugim, mijając odosobnione smereki i stada rozsiadłych po pustych tłokach jałowców. Męczyło chłopa milczenie, więc mię zagadnął.
— A cóż tam we świecie? Pono była podmucha na żydów...
— Eh, głupstwo wobec tego, co się tu dzieje!
— Panocku! całe życie głupstwo, i tyla...
— Bo tu pisały gazety — zaczął znów po chwili — ale nie jednako pisały... Jedne padają, że na Turbaczu zeszło się tysiąc chłopstwa, a insze podały porę tysięcy... Dyć my tu bliziutko są, a nic-eśmy nie widzieli... Ino, wicie, baby szły z miasta, z jarmaku bez wierchy, to widziały han dwóch chłopów, jak se siedzieli pod szałasem. Czyby ony doniesły?...