Gdy me serce królewskie rozczarowań żałość
Ścigała wśród dwunastu pałaców złocistych —
Wówczas tronu z porfiru przeniosłem wspaniałość
Na najwyższą z wysokich mych wieżyc strzelistych!
Tam panując nad ludzi olbrzymiem mrowiskiem
Blade skronie opieram o błękitów schody. —
A w ócz głębi igrają świetlanym połyskiem
Jutrznie, zorze, jak w szybie opuszczonej wody. —
I żyję, a tuż za mną krok już Śmierci bieży.
Jako zwierze zwalczone Ziemia u nóg leży.
A me dłonie gwiazd nocne zrywają opale...
Nie rozerwać mi jednak oczu nie jest wstanie,
Nic mi Serca nie zajmie w Nudy oceanie
Który zewsząd bezkreśnie obnaża swe dale...
W duszę nicość przelewa już swej Duszy fale...
Czerni zostaw brutalne zbratanie ulicy.
Na wysmukłej zaś twoich balkonów wyżynie
Samotności niech blada lilia się rozwinie...
I z uśmiechem w Przeznaczeń zatop się źrenicy!