Czarny Kozioł ciemności przerzyna pustkowie —
To wieczór Krwi i Zbrodni! Twe wstydu osłony
W toń bezdenną rozkoszy wir cisnął szalony.
A północ ku nam zwraca oczodoły sowie!
Samum Żądzy przez mroczne przelata sitowie...
W dzikim lesie twych włosów jak zwierz osaczony
Szał, sępiemi nam ciała dzisiaj oplótł szpony,
Aby jutro na wstrętu cisnąć je wezgłowie!..
I lecim w głąb otchłanną krwi i złorzeczenia
Z męką zmysłów jak hyeny wyjących z pragnienia
A serca ostrej stali biorąc chłód okrutny
Podobnemi nas czynią dzikich Bestyj parze..
Lecz tam w górze... jak zmarłych psalmujące straże
Nasze dusze — na klęczkach hymn szepczą pokutny.
Już kwiaty rozkołysał Serafin wieczorów —
Kościelnemi organy Marzeń — Pani śpiewa.
A niebo gdzie subtelność wszystkieh barw się zlewa
Przydłuża omroczoną agonję kolorów.
I serca rozkołysał Serafin wieczorów!
U balkonów dziewiczych Miłość woń rozwiewa..
A Cisza jako mięka białoskrzydlna mewa
Na śnieżącą się bladość upada przestworów.