i zdawało mu się, że ona je ziemię. Siadł na piasku i zaczął mówić do gąsienicy:
— Moja muska, gzecna muska, Muca gzecna, maleńka muska...
W skręcie pokazał się młody pan w jasnem ubraniu, który szedł bardzo powoli z blondynką w niebieskim kapeluszu i z czerwoną parasolką.
Usiedli koło Liny, ale nie widzieli nikogo, tylko spoglądali sobie w oczy. Lina wyprostowała się i lekko zróżowiała. A potem słyszała, jak on mówił:
— Kochasz?
A ona odpowiedziała:
— Tak...
A on się od niej odwrócił.
— Powiedz: kocham. Nie chcę żeby dziewczynka mówiła: tak...
— Kocham...
— Kogo dziewczynka kocha?...
Lina zdjęła chustkę, bo jej było gorąco.
— Swego chłopca kocha...
— Jak kocha?
— Bardzo kocha...
— Powiedz: z całej duszy, całem ciałem...
Kiedyś przyjdzie — myślała Lina i powiadała sobie najładniejszą bajkę...
Strona:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.