Ta strona została uwierzytelniona.
Pan tu jest — niech Pan siada. Cóż mi Pan może mieć do powiedzenia?
Fryderyk (z godnością). Panno Hattenbach, ja.... w istocie nie spo....
Rita (przerywając). Pardon: nazywam się Revera.
Fryderyk. Wiem, to jest przybrane nazwisko Pani. Ale przecież odemnie, starego przyjaciela jej domu, nie zechce Pani wymagać, abym się posługiwał romantycznym pseudonimem teatralnym. Jest to wprost rzeczą niemożliwą. Dla mnie jest Pani zawsze, tak jak dawniej, córką szanownego domu Hattenbach, z którym —
Rita (szybko i ostro) z którym szanownego ojca Pańskiego łączą interesy handlowe. Wiem o tem.
Fryderyk. Z którym mnie samego łączą interesy handlowe; ja...
Rita. Ach? Pański ojciec?
Fryderyk. Gdybym był znał adres Pani, wogóle gdybym mógł się domyślić obecnego nazwiska, z pewnością nie byłbym, nie byłbym zaniechał donieść Pani o nagłej śmierci mego ojca.
Rita (poważnie). Ah: umarł. — Tak, widzę. Nosi Pan jeszcze żałobę. Dawno temu, jak umarł?
Fryderyk. Z pół roku. — Od tego czasu szukam Pani. I mam nadzieję, że mi Pani nie wzbroni nazywać ją po nazwisku, które w naszem mieście rodzinnem używa ogólnego poważania.
Rita (z uśmiechem:) Jesteś Pan nieoceniony — z tem swojem namaszczeniem! No proszę, siadaj Pan wreszcie!
Fryderyk (dotknięty:) Muszę wyznać, panno Hattenbach: na takie przyjęcie ze strony Pani nie byłem przygotowany. Sądziłem, iż po tych czterech latach niewidzenia się, mogłem się spodziewać, że będę przyjęty inaczej a nie z tą... z tą... jakby to powiedzieć...
Rita. Z tą cierpliwością...
Fryderyk. Z tą... tą... brawurą!
Rita (z szybkiem gniewnem spojrzeniem:) Jak?
Fryderyk (opanowując się). Proszę mi darować. Żałuję tego, com powiedział.
(Pauza).