Strona:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.
Rita (sucho). Tak, tak.
Fryderyk. Jesteśmy ograniczeni na każdym kroku. — Jakżeż rzadko jest komuś dozwolone żyć tak, jakby tego pragnął. Zawsze musimy się liczyć z innymi, musimy mieć wzgląd na całe nasze otoczenie.
Rita. Musimy?
Fryderyk. A jednak — tak się w końcu czyni: A jeżeli do tego chodzi o własnego ojca... Bo widzi Pani: tego nie mógłbym nigdy przemódz na sobie! Byłem przyzwyczajony, jak Pani wiadomo, od dzieciństwa do najgłębszego szacunku względem ojca. Był on wprawdzie surowy i nieprzystępny, ale — mogę śmiało powiedzieć. — był to człowiek niezwykły. On to sam jeden, jak Pani sobie zapewne przypomina, przez swą olbrzymią energię i pracę niezmordowaną postawił na nogi nasz dom. Teraz dopiero, kiedy sam prowadzę interesy, jestem w stanie ocenić, jakiej ogromnej pracy dokonał ten człowiek.
Rita. Tak. Był to dzielny przemysłowiec.
Fryderyk. Rzeczywiście, był takim. Wogóle pod każdym względem dzielna natura. A kiedy właśnie — miał wtedy około 55 lat — ale jeszcze całkiem... całkiem — jakby to powiedzieć?
Rita. Rzeźki.
Fryderyk. Tak jest, mężczyzna w pełni sił i wieku. I kiedy on zamierzał właśnie użyć cokolwiek tego życia, ...kiedy po piętnastu latach wdowiectwa widział w Pani tę, która miała mu powrócić młodość i radość życia — wówczas — ja miałem postawić się między nim a Panią i powiedzieć: nie, zabraniam Ci tego, w twoim wieku to szaleństwo, — ja, twój syn podnoszę swoje prawa, dla mnie to młode szczęście, nie dla Ciebie!? — Nie, panno Erno, tego nie mogłem uczynić. Tego nie mogłem uczynić. Ja młody, mizerny subjekt... Bo, proszę Cię Erno — ja nie miałem wówczas nawet prokury...
Rita. Ach, doprawdy? Nie miał Pan nawet prokury — — —
Fryderyk. Tak. I wszystko, co dotąd kierowało mojem życiem, wskazywało mi jako mój obowiązek,