Strona:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.
ustąpić, stłumić moją skłonność za wszelką cenę. Uczyniłem to. Zanim ktokolwiek mógł się domyślić zamysłów mego ojca, odsuwałem się nieznacznie od Pani.
Rita. Nieznacznie? Ah tak: przypominam sobie. Nagle począłeś mówić do mnie przez „Pani“. Bardzo zgrabnie.
Fryderyk. Ja...
Berta (przynosi kawę).
Rita. Nie przeszkadza to Panu, że będę przytem pić moją kawę? Przyzwyczaiłam się pić ją o tym czasie i uważam sobie za obowiązek wobec mego ciała, aby od tego przyzwyczajenia nie odstępować.
Berta (obsłużywszy, odchodzi).
Fryderyk (roztargniony). Proszę, proszę. Widzi Pani, sądziłem, że to będzie najlepiej — jeśli przez moje chłodne obejście... przytłumię tę skłonność, która właśnie poczęła w Pani powstawać.
Rita. „Tę skłonność, która właśnie poczęła we mnie powstawać“?! Tfu! Teraz to już poczynasz być poprostu obłudnym. (Zrywa się i chodzi wzburzona po pokoju). Jak gdybyś tego nie wiedział z całą pewnością. (Przystępujcie doń, namiętnie). Więc za co mię miałeś wówczas, kiedym Cię całowała?!
Fryderyk (podniósłszy się również, zalękły). Ja cię — zawsze — —
Rita (wybucha śmiechem). Wyborny jesteś, wyborny! Zupełnie jak prosty student... A do tego brak jeszcze pewności siebie. (Śmieje się i siada znowu). Wyborny!
Fryderyk (Po chwili milczenia, z niepewnością w głosie). Pozwoli Pani..., pozwolisz, że Cię znowu nazywać będę — po imieniu? jak dawniej.