Strona:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.
Dokończenie.
Rita (budząc się z zamyślenia, surowo). Czy ty przychodzisz może w imieniu mego ojca?
Fryderyk. Nie. — Dlaczego?
Rita. Bobym ci w takim razie drzwi wskazała. — Dlatego.
Fryderyk (przestraszony). Rita!
Rita (z mocą). Tak jest! Człowiek, który zamierzał mną opłacić swoje długi... Ach! dajmy temu spokój. To są tempi passati. Dom Hattenbach cieszy się — jak powiadasz — swojem starem, dobrem nazwiskiem, — twój ojciec zatem miał wielkie znaczenie — i bezemnie — a — a Rudolfstadt stoi jeszcze — co? — na swojem dawnem miejscu — oto rzecz główna. — — A teraz mówmy o czem innem.
Fryderyk. Nie, nie, Erno... To, o czem napomknęłaś, to jest... Czy ty istotnie sądzisz, że mój ojciec chciałby... oh, to byłoby...
Rita. Twój ojciec nawykł do tego wszystko w całem swojem życiu osięgać pieniędzmi, za pieniądze — dla egoisty zatem i mnie nie? — (Dumnie). Ale tu pomylił się fatalnie, jak widzisz! I mój ojciec również... oni obaj. Ale