Strona:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.
Fryderyk (wstaje. Z powagą). Erno! Cokolwiek się stanie — tak nie może być dłużej!
Rita. Co takiego? Nie rozumiem cię.
Fryderyk. Trzeba temu raz położyć koniec. Ty musisz się wyrwać z tego wszystkiego — całkiem i na zawsze!
Rita (patrzy nań zdumiona i pytająco). Dziwny człowiek.
Fryderyk (chodząc po pokoju, z porywczością). Takie życie jest niemoralne! Rozumiesz? Wprost niemoralne! — I ja ci zakazuję żyć dalej w podobny sposób. Żądam od ciebie...
Rita. (przerywając mu, ostro). Ty — żądasz odemnie?
Fryderyk. Tak jest. I nietylko ja. To jest wogóle całkiem zwykły postulat moralny, rozumiesz? — Postulat moralny, który poprostu każdej kobiecie postawiony być musi.
Rita. Musi? Proszę. — A to dlaczego?
Fryderyk. Dlatego, że... że... że... no, miły Boże... że w przeciwnym razie ustaje wszystko.
Rita. Co ustaje? — Życie?
Fryderyk. Nie. Ale moralność.
Rita. Ah. Teraz rozumiem. Trzeba być moralnym, bo w przeciwnym razie znikłaby moralność.
Fryderyk. Tak jest, przecież to bardzo proste.
Rita. Bardzo. — Zatem, proszę cię, cóż mam uczynić, aby spełnić twój postulat?
Fryderyk (ciepło). A więc: widzisz, moja kochana Erno, wszystko da się jeszcze naprawić. — W Rudolfsztadzie wszyscy są tego przekonania, że ty bawisz u swoich krewnych w Brazylii. I ja w to wierzyłem przez cały rok,