Strona:Życie tygodnik Rok I (1897) - Wybór.djvu/07

Ta strona została skorygowana.
STEFAN MALLARMÉ.


HERODYADA.

Tak, dla siebie jedynie kwitnę ja samotna!
Wy o tem, nieba jasne wiecie ametysty,
Ogrody rozpłynione w otchłani przeczystej!
Klejnoty, które świateł pierwotnych strzeżecie
Pod chmurnym snem — w odwiecznym, niewiadomym świecie!
Kamienie, skąd me oczy ku świetlanej chwale —
Pożyczają swych ogni promiennych! Metale,
Co nadajecie splotom młodych mych warkoczy
Fatalny czar — i kształt ich przedziwny, uroczy —
A ty, niewiasto — w wiekach złośliwych zrodzona,
Tajemnic sybilińskich jaskiń wyuczona,
Co mówisz o śmiertelnym, przed którego wzrokiem
Pochylą się me oczy i zajdą obłokiem
I przed którym z kielichów mej przeczystej szaty
Okrutnemi rozkoszy słodkiej aromaty —
Wypłynie dreszcz nagości mojej śnieżnobiały —
Prorokuj, że, gdy letnich lazurów krzyształy
(Ha, mam-że z przyrodzenia stanąć odsłonięta)
Ujrzą mię — w drżącym wstydzie gwiazdy — wniebowzięta
Ja umrę...
Kocham grozę dziewictwa — i życzę
Trwać w grozie tej, co dają me włosy dziewicze,
By wieczór — skryta w łożu — jako nieskalana
Żmija — czuć w ciała treści swej bezużytecznej
Zimne miganie bladej twej jasności mlecznej,