Strona:Życie tygodnik Rok I (1897) - Wybór.djvu/24

Ta strona została przepisana.

na środku, dziewczęta skinęły na Wiktę, ujęły drążki feretronu z Najświętszą Panienką i stanęły przed baldachimem... Dzwonki dały znak, ksiądz uniósł w górę Przenajświętszy Sakrament, ludzie padli na kolana, popłynęła pieśń:

Przed tak wielkim Sakramentem
Upadamy na twarze...

i z nią chorągwie, feretrony i lud wysypali się na cmentarz. Pod baldachimem, kapiącym od czerwieni i złota, szedł proboszcz z monstrancyą. Wikta z towarzyszkami, niosącemi Najświętszą Panienkę, tuż przed księdzem. Przy zakrystyi panicz zbliżył się do celebranta, podtrzymując mu rękę, niosącą monstrancyę; panie otoczyły baldachim. Pochód posuwał się wolno wśród salw moździerzy i bicia dzwonów. Śpiew ludu płynął w górę, łączył się z szumem lip w dziwną harmonie. Zdawało się, że ludzie i drzewa jednocześnie wznoszą hymn Panu. Na środku cmentarza feretrony i chorągwie zwróciły się ku baldachimowi, lud klęknął, ksiądz błogosławił na cztery strony świata.
Wikcie się zdawało, że klęczy przed paniczem, czuła wzrok jego na swej twarzy, zahypnotyzowana...