Strona:Życie tygodnik Rok I (1897) - Wybór.djvu/35

Ta strona została przepisana.

W kaganki źrenic mych przygasłych, święta, zstąp!
Nanowo napełń je, poznania użycz skier,
Niech widzę grążąc się w pralasów morskich głąb,
W tysiącmilową dal świetlanych nieba sfer —
Jak się kryształy dwa zrastają w łonie skał,
Jak świetną tęczę barw roztacza kwiatów splot,
Jak ferment życia ów, co śród materyi spał,
W bytu się zmienia kwiat, w wieczysty wir i grzmot.

Zasobem nowych sił mój ludzki obdarz słuch,
W rezonansowy sprzęt me tępe zmysły zmień,
Krążących soków szmer, tajemny wzrostu ruch
Daj słyszeć mi śród gędźb pozaświatowych drgnień.
Niech czuję roślin puls, muzykę gwiezdnych dróg,
Łamanie świetlnych fal, powiewu pęd i szum,
Motylów cichy lot, a w duszy zszedłszy próg
Rodzącą się w niej myśl, jej zamęt, bój i tłum.

Uwolnij moją myśl od ciężkich ziemi pęt,
Światła jej chyżość daj, niech przestworami niknie
Nad kryształowych mórz zielono-modry męt,
W wulkanów zgasłą pierś, w głąb ziemi, gdzie żar wre.
W przepaści wieczną noc niech goni lotem skry
Nad wód ognistych nurt, płomiennych źródeł szał,
Do rozpłakanych grot, gdzie w ciągu stuleć łzy
W kamienny krzepną sen pod baldachimem skał!