Ta strona została przepisana.
ROMANS WIKTY.
(Dokończenie.)
— Królewicz mój i tyle mego szczęścia, co się na niego napatrzę i nasłucham jego głosu. Panienka powiedziała, że jestem w sam raz udatna do malowania, jak tylko ten malarz, pono Głodzio się zwie, z Krakowa przyjedzie. Wtedy będę siadywać we dworze i ślepia paść i uszy paść i serce paść i kto mi zabroni?... Jędrek? — a jemu do mnie zasie. Ma mądrą Marynę, niech słucha jej mądrości i wpatruje się w nią od wschodu do zachodu słońca.
Murowany dwór o czerwonym dachu, z obszerną werandą, stał w głębi parku. Na straży jego, z jednej strony ciemne, zasłuchane w wieczność świerki, z drugiej białe, wesołe o długich warkoczach brzozy, pozwalające wietrzykowi