Pochwycił ją w ramiona.
— Ze mną?!...
— Z tobą na kraj świata!
— A po co jechać? — zawołał. I tu świat miły, kiej ty w nim, a ja przy tobie. Kiej tyś przy mnie moja!
— Twoja!
— Na życie i śmierć?
— Na życie i śmierć! Nie mogła dłużej wytrzymać, oparła głowę na jego piersiach i rozpłakała się.
Jędrek ustami zbierał z twarzy płynące łzy.
— Dzieciątko moje! a ja byłem taki dureń, żem se Bóg wie co myślał...
— I nie zajrzałeś, puściłeś mnie samiutką!
— Taki już ze mnie wół kalwaryjski!
— A wiesz, żem sierota bez matusi, bez siostry i brata. I nikogo już nie mam na świecie — prócz...
— Gadaj!
— Prócz ciebie.
— Wikta daj już pokój, bo rozumek stracę.
— Trać, ino kochaj!...
— Wikta! Lećmy do tatusia, bo jutro chcę koniczynę kosić.
Dołęga, w 1897 roku.