Strona:Życie tygodnik Rok I (1897) - Wybór.djvu/67

Ta strona została przepisana.
STANISŁAW PIEŃKOWSKI.



GENIUSZ.


Nad czuwającym wisi czarne nocy niebo,
A pod nim otchłań przekleństw i nędzy i złości —
W piersi jego szarpiąca boleść życia gości,
A siejbą jego — wieczność, nicość — jego glebą...

On jest etapem przemian, zawrotną przełęczą,
Przez którą idzie dusza wszechistot — bolesna,
Przez niego oczom świata ona — bezcielesna
Prześwieca ran czerwienią i ukojeń tęczą...

On skupił w sobie wszystkie słabości i moce,
W nim się duchów rozgrywa nieśmiertelna bitwa,
W nim się z łzami aniołów śmiech czartów szamoce,

W nim samotność dusz hardych, pokornych modlitwa,
I jasność słońc — i mroczne podziemia przerażeń...
On sam jest wszechhistoryą i osią wszechzdarzeń.