Strona:Życie tygodnik Rok I (1897) - Wybór.djvu/73

Ta strona została przepisana.

Coby jednę miały szczeć
I w dniu jednym wedle gadki
Od tej samej były matki.

Zagasł ogień popod ścianą —
Już i baca w kącie śpi.

Ledwie słonko wyszło rano
Z baranami chłopcy szli.

Dzwonią dzwonki, skot się pasie,
Maciek został sam w szałasie.
Siadł na progu — duma sobie
Jedną myślą wciąż się biedzi,
Aż tu spojrzy — a tam w żłobie
Na drobiazgu kwoka siedzi.
Spędził kokosz — duma sobie,
Schmurzył czoło skłopotane,
Wreszcie klasnął w ręce obie
I poskoczył przez polanę.
Wpadł w kosówkę, rwie gałązki,
Struga, klini, zgina w łuk,
Spodem wprawi kozik wąski
I już gotów mały pług.
Potem z guńki wyrwie nici,
Bicz ukręci, lejce zwiąże,
Siedm kurząt w lot pochwyci
I do pługa je przyprząże.
— „Wiśta, hajta źróbki gniade!
„Hej, orajcie mi głęboko,
„Hej orajcie mi głęboko,
„Kiedy nocką w bór pojadę!“