Strona:Życie tygodnik Rok I (1897) - Wybór.djvu/77

Ta strona została przepisana.

Ale jak niegdyś, dawno już
Wzgardziliśmy Rozumem twego Lutra,
Reformatora tuczących się z lubością mieszczuchów,
Co z bogobojnymi samicami płodzą dzieci,
Dzieci — gnębicieli wolności —
Tak i dziś gardzimy twym dzikim, starym Rozumem.
Obce mu nasze, świata wszego męki!
Jestże w nim męstwo zgonu dla idei?!
Płonież w nim ogień męczennika Husa?!

I dlatego, ty starcze! osiwiały
W usługach gwalcicielskiego Imperium,
Ty, dla którego skryte są mysterye dusz uciśnionych
Cóż dziś po twej wiedzy i szanownej siwiźnie?
Twój biedny mózg nie przesiąkł światłem Sprawiedliwości,
Nie pojął rozkoszy posłannictwa odmłodzonych ludów,
Nie pojął, że stara kultura, gdy nakłada pęta,
Nie grzeje i oświeca,
Lecz kulą cięży u nóg galernika!
I cóż po twej szanownej siwiźnie,
Jeśli zdziecinniałe paplać frazesy,
Ty, nad grobem pochylony starcze,
Zapomniałeś zwiastować Mir i Ludzkość,
Zwiastować koniec Przemocy i Nienawiści,
Skoroś zapomniał ułomność twą z światem pojednać
Modlitwą wszystko wskrzeszającego Współczucia?
I cóż po twej szanownej siwiźnie,
Skoro ciemnocie hołdujesz
Dziś, gdy miliony wszechludzkie cierpiąc cierpienia
Do Odrodzenia bram kolącą?
Gdy ulicami starych miast
Przeciąga Swoboda dusz
I natrząsa się z twego Cesarstwa —
Gdy w tłumie uciśnionych kast i ludów
Błyskają pierwsze pochodnie humanizmu
Jak pośród Barbarzyńców, na słupach Nerona zatkniętych
Błysnęło światło Chrystyanizmu!