Strona:Życie tygodnik Rok I (1897) - Wybór.djvu/79

Ta strona została przepisana.
STANISŁAW PIEŃKOWSKI.



ZE SNU.

I.

Gdybym duszę otworzył i z niej jako bogi
Indyjskie wzniósł gmach wielki pełen kryształowych,
Grających dźwięcznie kolumn i sklepień perłowych,
I fontann, tryskających z mozaik podłogi —

Stałby gmach wieki, ale — przed światem zamknięty...
Gdyż tyś tam była chwilę! Te lustra, marmury
Chłonęły cię w przeźroczach... Tych kolumnad chóry
Echem twoich ust śpiewne... Więc ten gmach jest święty.

Nikt tam przed tobą nie był i nikt już nie będzie...
W księżycową noc, w blasków zielonych powodzi,
Jedne tylko w szmaragdach wód białe łabędzie,

Myśląc, że to ich pani ukochana chodzi,
Ciszę świętą niekiedy przerwą hasłem krótkiem,
Zmącą wody — i w mroki odpłyną ze smutkiem.