Strona:Żywe kamienie.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

Nigdy, jako żyw, nie widział wagant takiej obfitości skarbów!.. Zaś te cuda, jak z baśni, tuż obok onej zbroi w żarzy świętego Jerzego i miecza przeogromnionego nad moc człeczą, — stumaniły go całkiem. Zdało mu się, że, wstąpiwszy na śliskie tu głazy, pod wielkie okapy tych kamienic, wkroczył niby w magów pieczarę, kędy po kuźnicach kowale uparte wykuwają w utrudzeniu bezkorzystnem świat wyższej mocy i piękności!..
Oczy poety — cudowidze i bez skarbów — nie dostrzegają już wcale ani tych głazów wymoszczenia pod stopą, ani tych okapów ciężarnych nad głową; zatarły się przed niemi i mury miasta: świat cały i zmierzchł i prześwietlił się zarazem w jakowyś omrok sino-perlisty. Tęczy kołem zawisa w nim otocza gloryi z ogniowych bełtów i tęczowego wiru płomieni!.. I wyświetla się w niej cichą, barankową bielą — Graala czara.
Kacerz snać zbroję czarnoksięską zdziałał, która — i bez bohatera ramion a piersi — pokonała goliarda podwakroć Parsifalowego ducha tchnieniem.
Jak nieprzytomny wytaczał się z ulicy złotników i płatnerzy. Lecz u jej wylotu ocknął się nagle czuć wszystkich ściszeniem i kornością:
Ujrzał przed sobą katedry pierś wielkowspaniałą — w ogromie całym.


Maleńką czarną postacią zakapturzonego klerka widniał goliard na schodów jasnym rozłogu, pod