U murów tej wnęki widnieją wniebowzięciem smukłe szeregi pań świętych i błogosławionych królowych. Stoją te stróżki kościoła, Bożego domu gospodynie, pod ustrzępionemi baldaszki z kamienia, na pognębionych grzbietach jakowychś pokurczów człeczych.
Nie grzechów przerazy zdziałać tu chciała ręka mistrza, lecz przyziemności natury człeczej wedle Pisma. Oto, z gębą jadła pełną, a czapą w garści, wychylają swe grzbiety ,tłuści ziemscy, którzy jedzą i kłaniają się‘; oto, w swarliwej zajadłości ku sobie grzbietami wychyleni, radcy grodu czy też króla, ,usidłani w radach, które wymyślają‘; oto z trzosem u serca a z czół oziębłością, ,którzy majętności nabywszy i serce do niej przyłożyli‘; oto, z bazyliszkowem wydęciem warg, żydów cmokająca przedrwina; oto wreszcie, z twarzą zgoła niewidną, ,którzy brzuchem do ziemi przylgli‘...
A wszystek on lud, wychylający się grzbietami z pod stóp świętych, zdał się w tej chwili natrząsać nad głowami igrców, stojących tuż obok w kruchcie, — że owo wszystkie fortuny dary, a podczas i szczęście nawet samo, oddają nizaco, bo za ono waganctwo goliardowe, — a niejeden z nich, bywa, jedynie za to nieustawanie w szukaniu szukaniem.
I tem urągowiskiem swojem zdają się obiecywać, iż, ,wejrzeniem złośników wypatrywać ich będą, aby ich umorzyć, głupiemu na pośmiech dać.‘
Goliardowa familia tymczasem, wśród żebraków w przedsieni, gdzie przyklęknąć jej było wolno, zwraca
Strona:Żywe kamienie.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.